STRONA GŁÓWNA / WYDARZENIA /WOLFGANG RÖNSBERG, DZIENNIK DLA ROSEMARIE (GLIWICE 1945)
/

Wolfgang Rönsberg, Dziennik dla Rosemarie (Gliwice 1945)

TERMIN 06-28 lutego 2021
Dziennik niemieckiego lekarza Wolfganga Rönsberga z 1945 roku w opracowaniu dr. Sebastiana Rosenbauma to unikalne, pierwszorzędne źródło wiedzy o historii Gliwic w tym najważniejszym i najmniej rozpoznanym spośród wszystkich lat XX wieku czasie, od chwili wkroczenia Armii Czerwonej pod koniec stycznia, aż do przejęcia miasta przez polską administrację pod koniec marca 1945 roku. Po ewakuacji szpitala miejskiego w Gliwicach 22 stycznia 1945 roku na miejscu pozostało tylko kilku lekarzy, w tym Wolfgang Rönsberg (1910–1993). Na marginesie wyczerpującej pracy w gorących dniach walk o miasto oraz w późniejszych tygodniach pisał on list do żony, Rosemarie, zaczął też prowadzić dziennik. Powstały krótkie, acz przejmujące świadectwa czasu, gdy wojna uderzyła w miasto i gdy kończyło się Gleiwitz, a zaczynały się Gliwice. Tekst dziennika został znaleziony po ponad sześćdziesięciu latach na strychu, w klasztorze sióstr boromeuszek przy ulicy Zygmunta Starego w Gliwicach. „(…) jest to świadectwo niemieckiego mieszkańca miasta Gleiwitz. Liczącego, że karty wojny odwrócą się i wszystko wróci do stanu sprzed styczniowej klęski, sprzed zajęcia miasta przez <Iwana>. Przygnębionego, gdy sowieccy oficerowie opowiadają mu o Jałcie, a Gliwice przejmuje polska administracja. Rönsberg nie był nazistą, nie należał do partii hitlerowskiej, widać, że za nią nie przepadał, a jej działaczy oceniał krytycznie. Ale był Niemcem i jego optyka jest przeciwstawna perspektywie polskiej. (…) Za udostępnienie manuskryptu dziękuję ks. infułatowi Pawłowi Pyrchale; za gotowość wydania tej książeczki składam podziękowania dyrektorowi Grzegorzowi Krawczykowi; za konsultacje przy opracowaniu – Bogusławowi Traczowi, za redakcję tłumaczenia – żonie” - pisze we „Wstępie” publikacji dr Sebastian Rosenbaum.
 
 
Książkę, w cenie 30 zł nabyć można w muzealnej Naszej księgarni, a także w księgarni KAWKA przy ul. Siemińskiego 11.
 
 

Fragment recenzji publikacji dr. Bogusława Tracza

„Przetłumaczenie, opracowanie i przygotowanie do druku polskiego przekładu wraz z niemiecką transkrypcją dziennika Wolfganga Rönsberga na pewno nie było zadaniem łatwym. Pożółkłe, w wielu miejscach bardzo zniszczone, przez co nieczytelne kartki papieru zapisane zostały odręcznie, typowo <lekarskim>, a zatem mało czytelnym pismem. Pracy nie ułatwiał również fakt, że atrament z wiecznego pióra tu i ówdzie zalewał, a w innych miejscach zdążył z czasem wypłowieć. Tłumacz i redaktor w jednej osobie poradził z odcyfrowaniem, transkrypcją i tłumaczeniem dziennika wręcz perfekcyjnie, biorąc oczywiście pod uwagę fakt, że wielu fragmentów odczytać dziś po prostu nie sposób, zwłaszcza w miejscach gdzie papier uległ erozji Jak sam zresztą podkreśla we wstępie scalenie rozczłonkowanego i dosłownie rozpadającego się w dłoniach rękopisu było czynnością podobną do układania puzzli, tym trudniejszą iż z góry było wiadomo, że nie dysponujemy wszystkimi elementami tej układanki. Na uznanie zasługuje również pomysł opublikowania, oprócz tłumaczenia, tekstu w języku niemieckim, co w przypadku źródeł historycznych – a takowym i to niebagatelnym bez wątpienia jest ów dziennik – jest zabiegiem nie tylko słusznym, ale wręcz pożądanym. Dociekliwy czytelnik, znający niemiecki będzie mógł ponadto skonfrontować pracę tłumacza i redaktora z faksymile oryginału. Doktor Sebastian Rosenbaum, będący wytrawnym, zawodowym historykiem, nie tylko scalił i spolszczył tekst, ale również opatrzył go stosowanym aparatem naukowym i poprzedził wstępem wprowadzającym w lekturę. I to również nie było łatwym zadaniem. W dzienniku wiele jest sformułowań, skrótów, a zwłaszcza imion i nazwisk czytelnych wyłącznie dla autora. Nawet ustalenie imienia samego Rönsberga wydawało się zrazu niemożliwe. Nikt o takim nazwisku nie figurował w gliwickich książkach adresowych, jak również w spisach telefonów, a dokumentacja szpitala miejskiego z czasów wojny nie dotrwała do naszych czasów. (…) Dziennik Wolfganga Rönsberga jest pierwszorzędnym źródłem do historii Gliwic w 1945 roku – tym najważniejszym spośród wszystkich lat XX wieku. Jest to jednocześnie rok, który wciąż skrywa przed nami wiele tajemnic. Zwłaszcza pierwsze miesiące, do chwili wkroczenia Armii Czerwonej pod koniec stycznia, aż do przejęcia miasta przez polską administrację pod koniec marca 1945 roku, są wciąż dla historyków i pasjonatów historii miasta ziemią może nie tyle nieznaną, co nie do końca rozpoznaną i przebadaną. Przyczynę takiego stanu rzeczy należy upatrywać przede wszystkim w ubóstwie źródeł pisanych. Z chwilą przejścia frontu przestały się ukazywać lokalne gazety, zamarła administracja, a nowe, okupacyjne władze sowieckie nie pozostawiły po sobie prawie żadnych śladów, skrzętnie zabierając z sobą na wschód wszelkie archiwalia, które zapewne spoczywają gdzieś w magazynach rosyjskich archiwów. Relacje i wspomnienia gliwiczan z 1945 roku zebrane głównie w latach pięćdziesiątych XX wieku w Republice Federalnej Niemiec i przechowywane w zbiorze tzw. Ost-Dokumentation w Archiwum Federalnym w Bayreuth wciąż czekają na zbadanie i włącznie ich do naukowej i publicystycznej narracji o mieście. Jednak i tam darmo szukać osobistych źródeł, które powstawały <na gorąco>, z dnia na dzień. W tym sensie dziennik Wolfganga Rönsberga jest źródłem unikalnym, a w tłumaczeniu i opracowaniu Sebastiana Rosenbauma na pewno stanie się cennym materiałem nie tylko do zawodowych historyków. Tym bardziej, że Rönsberg – choć nie było to oczywiście jego zamierzeniem – skutecznie rozbija liczne mity peerelowskiej historiografii. Wnikliwy czytelnik dostrzeże wyzierającą z kart dziennika grozę sowieckiej okupacji wojskowej, gehennę ludności cywilnej, gwałty kobiet, jak również odbiegający od stereotypowych klisz obraz stosunków polsko-sowieckich, które w Gliwicach wiosną 1945 roku dalekie były od <internacjonalistycznej przyjaźni> opisywanej po wojnie przez posłusznych partii komunistycznej dziejopisów” – fragment recenzji "Dziennika dla Rosemarie (Gliwice 1945)" dr. Bogusława Tracza.

Fragment „Wstępu” do "Dziennika dla Rosemarie..." dr. Sebastiana Rosenbauma

„Bodaj w listopadzie 2010 roku ks. infułat Paweł Pyrchała położył przed nami (Bogusławem Traczem i mną) niewielki konwolut pożółkłych papierów, zachęcając nas, byśmy się nimi zajęli: <To cenna relacja z roku 1945>. Kilkadziesiąt kartek zeszytowego formatu wyglądało tak, jakby trzymano je w piekarniku, kruszyły się bowiem i rozpadały w dłoniach. Niektóre stronice zachowały się tylko w postaci wąskich pasków. Arkusiki były pokryte na ogół dość nieczytelnym, rozchwianym pismem. Notatki w języku niemieckim zostały sporządzone nieco zaciekającym piórem na wyrwanych z kołonotatnika kartkach kiepskiego papieru. Ksiądz infułat otrzymał je od sióstr boromeuszek z klasztoru przy ulicy Zygmunta Starego w Gliwicach. Notatki leżały na strychu ich siedziby, na belce tuż pod stropem.  Pod wpływem nagrzanego dachu rozeschły się i zaczęły kruszyć, a jako że w tekście powtarzała się data 1945, można było mniemać, że spędziły na poddaszu ponad sześć dekad. Bogusław Tracz sfotografował te papiery i zwrócił je ks. Pyrchale, ja zaś zagłębiłem się w lekturze. Okazało się, że mam przed sobą relację z roku 1945, z lutego, marca i kwietnia, retrospektywnie sięgającą końca stycznia tego roku, utrzymaną w formie listu i dziennika, lapidarną i rwaną, momentami niejasną, ale dramatyczną i przygnębiającą. (…)  Relacja została spisana przez niemieckiego lekarza (chirurga) ze szpitala miejskiego przy ówczesnej Friedrichstraße – obecnej ulicy Tadeusza Kościuszki – w dawnym Gleiwitz, dzisiejszych Gliwicach. Jak zapiski trafiły do sióstr boromeuszek? Otóż z początkiem lutego 1945 roku wojsko sowieckie zajęło szpital miejski, przekształcając go w lazaret, zaś niemiecki personel dawnego Städtisches Krankenhaus (a ściślej tę część personelu, która pozostała w mieście mimo ewakuacji szpitala 22 stycznia 1945 roku) przeniesiono do sierocińca sióstr boromeuszek przy Teuchertstraße, obecnej ulicy Zygmunta Starego. Trafił tam również autor dziennika, który tam mieszkał, pisał swoje notatki i tam je pozostawił. (…) Gliwickie zapiski są dziennikiem, a jednocześnie listem, który nigdy nie został wysłany. Jego adresatką była, jak wspomniano, żona adresata, do której po imieniu autor zwraca się wprost od razu na początku listu, pod datą 18 lutego 1945 roku, a potem jeszcze kilkakrotnie: Rosemarie. Wspomina też córki: Heidi i Bärbel. W notatkach przewijają się znani gliwiccy lekarze – Angela Kluba (Kluber), Karl Torchalla, Josef Oses, Günther Massek, Julius Kalla i inni. Niemal wszystkich można odnaleźć w gliwickich książkach adresowych i innych materiałach z tego czasu. Także „wierny górnośląski kompan” Walter Hoffmann to z ogromnym prawdopodobieństwem właściciel apteki „Kloster-Apotheke” w Gliwicach. Sam autor dziennika-listu, podobnie jak jego żona, przez długi czas byli jednak dla mnie zagadką. Odnalezienie lekarza z Gliwic o nazwisku Rönsberg nie należało do łatwych…” – fragment „Wstępu” Sebastiana Rosenbauma do "Dziennika dla Rosemarie (Gliwice 1945)".

Ta strona używa plików cookies Dowiedz się więcej