Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata uhonorowani w Gliwicach
Witając gości Grzegorz Krawczyk, dyrektor Muzeum w Gliwicach powiedział:
Witam w dawnym domu oczyszczenia, w bet tahara, w miejscu, w którym żywi żegnali zmarłych. Jednak dzisiaj nie będziemy żegnać zmarłych, zgromadziliśmy się tutaj, aby ich przypomnieć. Będziemy oczyszczać naszą pamięć z tego co zbędne i jałowe, aby dotrzeć do tego co jest właściwą miarą uczynków ludzkich. Opowiemy bowiem o ludziach, którzy dla innych są miarą, trzciną mierniczą, pozwalającą odróżnić i oddzielić dobro od zła, światło od ciemności, życie od śmieci. Przypomnimy życie Sprawiedliwych, którzy płomyczki życia przenosili przez noc i zamieć.
Pragnę wyrazić mój najgłębszy szacunek dla tych osób, dla Sprawiedliwych, cóż więcej mógłbym powiedzieć? Kiedy zastanawiam się nad ich życiem, nad prostotą, a zarazem wielkością tego co uczynili dla drugiego człowieka, czuję wstyd i słabość słów, milknących w obliczu ludzi świętych, wymykających się zwykłemu pojmowaniu rzeczy. Nie dają mi spokoju czyny Sprawiedliwych, są cichym, choć upartym wezwaniem, kołatką sumienia. Sięgnę więc po słowa poety, który znał miarę, proste słowa, bo w biedzie pisane, w Paryżu, dawno już temu. Niech nam dzisiaj towarzyszą…
Czy popiół tylko zostanie i zamęt,
Co idzie w przepaść z burzą? Czy zostanie
Na dnie popiołu gwiaździsty dyjament,
Wiekuistego zwycięstwa zaranie?
(…)
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Prezydent Gliwic, Adam Neumann, powiedział:
Szanowni Państwo,
jako prezydent Gliwic pragnę przede wszystkim powitać Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata… jestem zaszczycony mogąc ich ugościć w naszych mieście. Dziękuję ambasadorowi Izraela za to, że z naszej gościny zechciał skorzystać.
Gliwice do 1945 roku były miastem niemieckim. Tutejsza społeczność żydowska, wywodziła się z przybyłych z zachodu Europy żydów aszkenazyjskich. Trudno przecenić rolę jaką odegrali oni w rozwoju i historii naszego miasta. Zwłaszcza w szczytowym okresie epoki industrialnej, kiedy gliwiccy żydzi stanowili niemal 17% ogółu wszystkich mieszkańców. Byli wśród nich wybitni przemysłowcy i innowatorzy jak Oskar Troplowitz, wynalazca kremu Nivea, twórca istniejącego do dzisiaj koncernu Beiersdorf, byli wśród nich ludzie kultury i sztuki, lekarze i prawnicy, a także radni miejscy. W większości gliwiccy żydzi byli mocno zasymilowani, utożsamiali się z kulturą, językiem i państwem niemieckim, czując się jego pełnoprawnymi obywatelami - Niemcami wyznania mojżeszowego. Wielu z nich w czasie I wojny światowej oddało życie za swoją ojczyznę. Pomnik im poświęcony, odsłonięty w 1932 roku, stoi kilkanaście kroków stąd. A przecież zaledwie kilka lat potem nazistowskie bojówki podpaliły gliwicką synagogę. Miejsce po niej do dzisiaj pozostaje puste. Ostatecznie tutejsza gmina żydowska została zniszczona w latach 40. W 1903 roku jej przedstawiciele z dumą otwierali Dom, ten w którym teraz jesteśmy, wzniesionym, jak pięknie wówczas powiedziano „Gminie na chwałę, a miastu na ozdobę”… Tragiczny koniec tutejszej gminy żydowskiej znaczy śmierć jej ostatniego przewodniczącego, Artura Kochmanna: radcy prawnego, wieloletniego radnego miejskiego, któremu za zasługi dla miasta przyznano tytuł honorowego mieszkańca Gliwic. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia 1944 roku wywieziono go do nieodległego Auschwitz - Birkenau i zabito.
Gliwice od 1945 roku są miastem polskim. Dziedzictwo gliwickich, niemieckich żydów, osierocone przez tych, którzy zginęli, lub stąd wyemigrowali, przez dziesiątki powojennych lat było opuszczone i zaniedbane. Ten Dom, wzniesiony ongiś miastu na ozdobę, niszczał. Dopiero w 2007 roku został przejęty przez Miasto Gliwice i dopiero wówczas prezydent Miasta mógł podjąć decyzję o jego odnowieniu, a właściwie ożywieniu. Ten cenny i symboliczny zabytek został bowiem podniesiony z całkowitej ruiny. Stając się częścią naszego muzeum, stał się jedynym w regionie i w Polsce ośrodkiem zajmującym się dziedzictwem żydów z Górnego Śląska. Warto podkreślić, że jest to wyłączna zasługa gliwickiego samorządu. Wszystkie prace: konserwatorskie, projektowe, budowlane, ale także muzealne i badawcze zostały sfinansowane z budżetu naszego miasta. Mówię o tym dlatego, że apele i prośby gliwickiego samorządu o finansowe wsparcie tego wielkiego przedsięwzięcia, które kierowaliśmy do rozmaitych ośrodków i instytucji w kraju i zagranicą, spełzły na niczym. Miasto Gliwice dopięło jednak swego, ożywiło to miejsce, tworząc w nim ośrodek, który był potrzebny, nie tylko dla Gliwic, ale przede wszystkim dla całego regionu, o którego powołanie zabiegało bardzo wiele osób na przestrzeni ostatnich lat. W Domu Pamięci Żydów Górnośląskich prowadzona jest teraz edukacja historyczna i kulturalna, zorganizowana jest mądra, stała ekspozycja muzealna, wydawane są książki, prowadzone badania archiwalne. Dom jest kustoszem pamięci o tych, których dziedzictwu groziła niepamięć. Dom jest znowu ozdobą naszego miasta.
Dziękuję.
Adam Neumann, Prezydent Gliwic
Stefania i Jan Buchałowie - Historia Sprawiedliwych
Ratujący:
Buchała Stefania, ur. 1904 (+1953), mieszkanka małej wioski Wysoka k. Wadowic, Kraków, Polska
Buchała Jan, ur. 1870 (+1953), wieś Wysoka.
Ocalony:
Polański Roman, urodzony w Paryżu 18.8.1933, mieszkaniec krakowskiego getta.
Czas wydarzenie: 1943-1945
Roman Polański, obecnie 87-letni mieszkaniec Paryża, zasłynął jako światowej sławy reżyser filmowy, zdobywca Oscara za film „Pianista”. Ojciec Polańskiego, Maurice Liebling (później Polański), został deportowany z krakowskiego getta do obozu koncentracyjnego Mathausen, który udało mu się przeżyć, a matka, Bula Katz-Przedborska, została deportowana do Auschwitz, gdzie zginęła.
Historia ocalenia:
Wraz z początkiem deportacji Żydów z krakowskiego getta do obozów zagłady, rodzice Romana zaczęli szukać sposobu na ukrycie syna przez swoich polskich znajomych w zamian za pieniądze. Roman nie miał wyglądu typowego żydowskiego chłopca, posługiwał się również nienaganną polszczyzną. Rodzice Romana skontaktowali się więc ze swoimi wieloletnimi przyjaciółmi, Henrykiem i Kazimierą Wilkami, którzy mieszkali po „aryjskiej” stronie miasta. Ci zgodzili się przyjąć Romana i znaleźć dla niego kryjówkę, na pokrycie czego dostali zapłatę.
Matka Romana miała stałe pozwolenie na opuszczenie getta, jako sprzątaczka w Wowell Palace, dlatego pewnego dnia przyjechała z synem do mieszkania małżeństwa Wilków, aby Roman mógł sam do nich dotrzeć w razie potrzeby.
Wkrótce potem, latem 1942 roku, przewidywany był transport do Auschwitz. Na kilka dni przed ostateczną likwidacją getta ojciec Romana doprowadził syna do ogrodzenia z drutu kolczastego. Roman przedarł się przez lukę w drucie i został wysłany do mieszkania Henryka i Kazimiery Wilków. Rodzice Romana zostali wywiezieni do obozów koncentracyjnych; matka do Auschwitz, gdzie zginęła, a ojciec do obozu Mathausen, który udało mu się przeżyć.
Po kilkudniowym pobycie u państwa Wilków, chłopiec został przez nich przeniesiony do innej polskiej rodziny: Bolesława i Jadwigi Putków, którzy najwyraźniej dostali część pieniędzy, które ojciec Romana dał państwu Wilkom.
Państwo Putkowie, po kilkudniowym pobycie Romana u siebie, postanowili przewieźć go do oddalonej od Krakowa o około 30 km małej wsi Wysoka, do dalekich krewnych Stefanii i Jana Buchali. Była to biedna rodzina z trójką małych dzieci. Pomimo, że Roman był żydowskim chłopcem i mimo bardzo trudnej sytuacji finansowej rodziny, która czasami graniczyła z głodem, przyjęli Romana wówczas 9-10-letniego, jak własnego syna.
Jak wspomina pan Stanisław Buchała, wnuk Stefani i Jana, jego dziadkowie byli ubogą rodziną, która prowadziła gospodarstwo rolne we wsi Wysoka. Na polu sadzili tytoń, jednak plony były niewielkie. Byli bardzo pracowitymi ludźmi. Jan również dorywczo pracował jako szewc i robił miotły. Syn Buchałów Ludwik uważał Romana za swojego biologicznego brata. Sam ocalony wspomina również, że Stefania śpiewała mu religijne pieśni katolickie. Wskazuje to na to, że doskonale zdawała sobie sprawę z zagrożenia, skoro nawet dzieciom przekazywała, iż Roman to ich brat oraz traktowała go jak własne dziecko.
Sam Roman Polański pisze we wniosku do Yad Vashem:
„Stefania bez namysłu, tylko z miłości do bliźniego zaryzykowała swoje życie, życie męża i dzieci, ukrywając mnie w ich domu przez prawie dwa lata. W tym czasie, pomimo biedy i niewielkiej ilości pożywienia dla swojej rodziny, zadbała o to, by mnie ukryć i nakarmić. Dwukrotnie przyjeżdżałem do Polski na wieś Wysoka. Niestety Stefania i Jan już wtedy nie żyli”.
Po wojnie Polański odwiedzał wieś Wysoka w poszukiwaniu swych wybawców ale bezskutecznie. Po staraniach i dotarciu do dokumentacji okolicy dowiedział się, że Stefania Buchała zmarła w 1953 roku na gruźlicę w wieku 49 lat. Jej mąż Jan zmarł około miesiąca później. Dzieci Buchałów sprzedały swoją działkę po wyburzeniu ich domu i osiedliły się w zachodniej Polsce.
Jedynym z ich potomków, jakiego Polańskiemu udało się odnaleźć, jest wnuka Stefanii i Jana Buchałów - Stanisław Buchała.
Pobierz historię Sprawiedliwych wśród narodów świata TUTAJ
Stefania i Jan Buchałowie z dziećmi - (od lewej) Marcinem i Jadwigą
Siostra Zofia Szczygielska
Ratująca:
Szczygielska Zofia (Siostra Zakonna) (1893-1968)
Ocalone:
Freilach z domu Singer Esther (ur.1938)
Glickman Rina (ur.1933)
Miejsce i czas wydarzenia:
klasztor Sióstr Miłosierdzia w Przeworsku (na południe od Krakowa), 1943-1945.
Opis wydarzeń:
Powiązane wydarzenia
Archiwum wydarzeń
Zobacz film - Pamiętamy/We remember
czwartek, 8 października 2020