STRONA GŁÓWNA / EDUKACJA /KACI POLSKICH DZIECI. SPOTKANIE AUTORSKIE Z BŁAŻEJEM TORAŃSKIM
Fot.: Zofia Gładysz

Fot.: Zofia Gładysz

Fot.: Krzysztof Kalinowski

Fot.: Krzysztof Kalinowski

/

Kaci polskich dzieci. Spotkanie autorskie z Błażejem Torańskim

TERMIN sobota, 18 marca 2023 godz. 15:00
MIEJSCE Willa Caro
Od grudnia 1942 do  stycznia 1945 roku działał w Łodzi niemiecki obóz izolacyjny dla dzieci – Polen-Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt. Najstarsi z przetrzymywanych w nim więźniów mieli szesnaście lat, najmłodsi – dwa, choć czasowo w obozie przebywały także niemowlęta. Najwięcej dzieci pochodziło ze Śląska, Wielkopolski, Mazowsza. Wywodziły się z rodzin patriotycznych i inteligenckich. Ich rodzice walczyli z okupantem na frontach II wojny światowej, albo w podziemiu, trafili do obozów koncentracyjnych lub oflagów. Oficjalnym powodem stworzenia obozu dla polskich dzieci była rzekoma demoralizacja i ich niekorzystny wpływ na młodych Niemców. Prawda była jednak taka, że dzieci trafiały do obozu tylko dlatego, że były Polakami.
 
Pomysłodawcą utworzenia obozu dla dzieci w Łodzi był Alvin Brockmann, kierownik Krajowego Urzędu ds. Młodzieży w Katowicach. W  katowickim archiwum zachowały się dokumenty dotyczące genezy powstania obozu. Brockmann przedstawił swój projekt głównemu inspektorowi niemieckich obozów koncentracyjnych Oswaldowi Pohlowi, zarządzającemu Głównym Urzędem Gospodarczo-Administracyjnym SS. Pohl w listopadzie 1941 roku otrzymał zgodę i polecenie  utworzenia obozu od Heinrich Himmlera, reichsführera SS, komisarza Rzeszy do spraw umacniania niemieckości. W sobotę, 18 marca o godz. 15.00 zapraszamy do Willi Caro na spotkanie z Błażejem Torańskim, autorem dwóch publikacji „Mały Oświęcim” i „Kat polskich dzieci” poświęconych niemieckiemu obozowi dla polskich dzieci.
 
***
 
Wzdłuż ulic Brackiej, Emilii Plater i Górniczej w Łodzi Niemcy wykroili z getta pięć hektarów, otoczyli je drewnianym płotem, sięgającym mniej więcej trzech metrów i zwieńczonym zwojami drutu kolczastego. Deska obok deski, bez prześwitów, aby oko ludzkie nie dojrzało dziecięcego piekła. Od strony cmentarza żydowskiego podniesiono ceglany mur. Na wieżyczkach strażniczych silne reflektory i esesmani z bronią maszynową. Ujadające psy. Żeby nie można było uciec. Dzieci nie gazowano w krematorium. Nie było pieca ani cyklonu B. Nie strzelano im w tył głowy, ale znęcano się nad nimi fizycznie i psychicznie. Regularnie bito je i głodzono. Jeden ze świadków twierdzi, że obóz w Łodzi przy ulicy Przemysłowej był o wiele gorszy niż dla dorosłych. Ktoś inny dodaje, że w Oświęcimiu dzieci były lepiej traktowane. Esesmani drwili z zagłodzonych więźniów, którym głód przesłaniał świat. Jedzenie było przedmiotem rozmów, marzeń i snów. Małoletnich dziesiątkowały tez choroby i mordercza praca, z której nie było żadnego pożytku, bo chodziło tylko o to, żeby dzieci zamęczać.
 
***
 
Relacje ocalonych
 
Nikt na tej sali nie jadł żywych myszy i wesz, a ja jadłam w obozie. Na apelu zapytano nas, kto czuje głód, i nas wystąpiło czworo. Dano nam żywe myszy i wpychano w usta - zeznawała Maria Gapińska, w obozie Pawłowska.
 
Maria Delebis-Jakólska zapamiętała: Kiedyś wylałam farbę i za to Pol (wachmanka) mnie skatowała. Pod budynkiem była piwnica i tam zrobiono karcer. Jak mnie zamknięto, to szczury mi nogi obgryzły.
 
Jan Prusinowski zeznawał pod przysięgą: Polecił mi zebrać kał do miski, w której przyniesiono mi jedzenie, i siłą podniósł mi ją do ust. Pol uderzyła mnie z tyłu głowy tak, że twarz wpadła mi do miski, a kał do ust. Pilnowali, żebym zjadł, co wydaliłem.
 
***
 
Wywiady z autorem, Błażejem Torańskim:
 
Tygodnik Powszechny
Dziennik Zachodni
 
Ta strona używa plików cookies Dowiedz się więcej