Co wydarzyło się na Wernickerstrasse i inne historie sprzed stu lat
Pod koniec grudnia 1909 roku mieszkańcy Wernickerstasse (ul. Królowej Bony) zostali niemile zaskoczeni. Wybiła kanalizacja. Śmierdzący problem… Mieszkańcy musieli się uzbroić w dużą dozę cierpliwości. Okazało się bowiem, że do znalezienia owego otworu, przez który wypływała zawartość rury zerwano aż 20 metrów dopiero co położonego asfaltu. Dziennikarz znanej nam już gazety, „Oberschlesische Volksstimme” dopatrzył się w tym niedbalstwa robotników układających kanalizację.
Niedługo potem podobny wypadek zdarzył się na Wilhemsplatz (Plac Inwalidów Wojennych). Tu jednak szybko uporano się z problemem i cała sprawa najpewniej ucichłaby, gdyby nie awaria w marcu 1910 roku na Menzelstrasse (ul. Sienkiewicza), koło rzeźni. Tam trzeba było wymienić aż 10 odcinków rur. Tego już nawet dla wyjątkowo spokojnych mieszkańców Gliwic było za wiele. Posypały się plotki i domysły. Urząd ds. Robót Podziemnych w specjalnie wydanym oświadczeniu stwierdził, że rury były przestarzałe i jeszcze przed ich położeniem miały rysy i pęknięcia. Poza tym ziemia miała „złą jakość”. To ci dopiero rewelacja. Dla nas, współczesnych, bogatszych o 100 lat doświadczeń, sprawa jest jasna. Oto firma, która od władz miejskich uzyskała zlecenie na położenie kanalizacji, zamiast nowych rur położyła stare, wyzłomowane lub wybrakowane, a policzyła sobie jak za nowe. Rury zasypano, licząc, że pod ziemią nikt nie dojrzy. W razie czego zwali się na niedbałych robotników lub złą jakość ziemi. Należy przypomnieć, że dziennik budowy i instytucja inspektora nadzoru to późniejsze wynalazki. Expose prezydenta miasta Hermanna Mentzla z 3 marca 1910 roku, dolało jeszcze oliwy do ognia. Stwierdził (co zostało z kolei potwierdzone przez Królewski Instytut Testów i Badań w Groβ-Lichterfelde), że rury były popękane i to na dłuższych odcinkach oraz że miasto na swój koszt naprawi uszkodzone rurociągi i położy nowe rury – oczywiście w trosce o dobro mieszkańców. Opinia publiczna była oburzona – płacić dwa razy za to samo! Gdzie są pieniądze, które płaciliśmy za odprowadzanie ścieków, które tak naprawdę nie były odprowadzane? Na to pytanie ani prezydent Mentzel, ani „Oberschlesische Volksstimme”, ani nawet konkurencyjna „Der Oberschlesische Wanderer” nie potrafili odpowiedzieć. Cóż, dziennikarstwo śledcze wówczas było w powijakach. W pomroce dziejów zginęła też nazwa firmy, nazwisko jej właściciela oraz nazwisko tego urzędnika magistratu, do którego udał się z „korupcyjną propozycją” właściciel firmy.
W Gliwicach przed I wojną światową dobrze rozwijało się szkolnictwo. W szkołach uczyła się młodzież katolicka, ewangelicka oraz żydowska. Jak wynika z obliczeń przytoczonych w jednym z majowych numerów „Oberschlesische Volksstimme” z 1910 roku, w roku 1903 liczba uczniów szkół podstawowych w Gliwicach wynosiła 8982, z czego 7771 było katolickich, 1072 – ewangelickich, 130 – żydowskich, 9 natomiast należało do innych wyznań. Na jednego katolickiego nauczyciela przypadało więc 66,4 katolickich uczniów, na jednego ewangelickiego – 62 ewangelickich uczniów, a na jednego żydowskiego – 43,3 żydowskich uczniów. Już cztery lata później liczba uczniów wzrosła do 10 880, z czego katolików było 9474, ewangelików – 1288, żydów – 112, liczba uczniów innych wyznań wynosiła natomiast 6. Tak więc na jednego nauczyciela w katolickiej szkole w 1907 roku przypadało 60 dzieci, w ewangelickiej – 53,7 dzieci, a w żydowskiej – 37,3 dzieci. W interesującym nas 1910 roku liczba dzieci uczęszczających do gliwickich szkół wzrosła do 11 604. Katolikami było aż 10 246 z nich, ewangelikami -1269, żydami natomiast 81. Liczba dzieci innych wyznań wynosiła wówczas 8. Jak podaje „Oberschlesische Volksstimme”, na jednego nauczyciela w szkole katolickiej przypadało 59,4 dzieci, na nauczyciela w szkole ewangelickiej – 44,5, w szkole żydowskiej natomiast 27 dzieci.
Sto lat temu w Gliwicach rozpoczęto również wymianę oświetlenia ulicznego. Nowe lampy elektryczne „na efektownym kabłąku” co kilkakrotnie zostało podkreślone w „Oberschlesische Volksstimme” zawisły przy Niederwallstrasse (ul. Dolnych Wałów) pomiędzy pocztą a Bahnhofstrasse (ul. Dworcowa). Podobne lampki zostały zamontowane przy Klosterstrasse (ul. Wieczorka) naprzeciwko budynku sądu oraz na rogach Karlstrasse (ul. Krupnicza) i Bankstrasse (ul. Bankowa). Latarnie te miały za zadanie wspomagać starszego typu lampy naftowe (które notabene zniknęły ostatecznie z ulic miasta „już” pięćdziesiąt lat później) oraz podnosić estetykę gliwickich ulic. Tym to właśnie sposobem Gliwice wkroczyły w świetlaną przyszłość XX wieku.
Anna Kulczyk
Niedługo potem podobny wypadek zdarzył się na Wilhemsplatz (Plac Inwalidów Wojennych). Tu jednak szybko uporano się z problemem i cała sprawa najpewniej ucichłaby, gdyby nie awaria w marcu 1910 roku na Menzelstrasse (ul. Sienkiewicza), koło rzeźni. Tam trzeba było wymienić aż 10 odcinków rur. Tego już nawet dla wyjątkowo spokojnych mieszkańców Gliwic było za wiele. Posypały się plotki i domysły. Urząd ds. Robót Podziemnych w specjalnie wydanym oświadczeniu stwierdził, że rury były przestarzałe i jeszcze przed ich położeniem miały rysy i pęknięcia. Poza tym ziemia miała „złą jakość”. To ci dopiero rewelacja. Dla nas, współczesnych, bogatszych o 100 lat doświadczeń, sprawa jest jasna. Oto firma, która od władz miejskich uzyskała zlecenie na położenie kanalizacji, zamiast nowych rur położyła stare, wyzłomowane lub wybrakowane, a policzyła sobie jak za nowe. Rury zasypano, licząc, że pod ziemią nikt nie dojrzy. W razie czego zwali się na niedbałych robotników lub złą jakość ziemi. Należy przypomnieć, że dziennik budowy i instytucja inspektora nadzoru to późniejsze wynalazki. Expose prezydenta miasta Hermanna Mentzla z 3 marca 1910 roku, dolało jeszcze oliwy do ognia. Stwierdził (co zostało z kolei potwierdzone przez Królewski Instytut Testów i Badań w Groβ-Lichterfelde), że rury były popękane i to na dłuższych odcinkach oraz że miasto na swój koszt naprawi uszkodzone rurociągi i położy nowe rury – oczywiście w trosce o dobro mieszkańców. Opinia publiczna była oburzona – płacić dwa razy za to samo! Gdzie są pieniądze, które płaciliśmy za odprowadzanie ścieków, które tak naprawdę nie były odprowadzane? Na to pytanie ani prezydent Mentzel, ani „Oberschlesische Volksstimme”, ani nawet konkurencyjna „Der Oberschlesische Wanderer” nie potrafili odpowiedzieć. Cóż, dziennikarstwo śledcze wówczas było w powijakach. W pomroce dziejów zginęła też nazwa firmy, nazwisko jej właściciela oraz nazwisko tego urzędnika magistratu, do którego udał się z „korupcyjną propozycją” właściciel firmy.
W Gliwicach przed I wojną światową dobrze rozwijało się szkolnictwo. W szkołach uczyła się młodzież katolicka, ewangelicka oraz żydowska. Jak wynika z obliczeń przytoczonych w jednym z majowych numerów „Oberschlesische Volksstimme” z 1910 roku, w roku 1903 liczba uczniów szkół podstawowych w Gliwicach wynosiła 8982, z czego 7771 było katolickich, 1072 – ewangelickich, 130 – żydowskich, 9 natomiast należało do innych wyznań. Na jednego katolickiego nauczyciela przypadało więc 66,4 katolickich uczniów, na jednego ewangelickiego – 62 ewangelickich uczniów, a na jednego żydowskiego – 43,3 żydowskich uczniów. Już cztery lata później liczba uczniów wzrosła do 10 880, z czego katolików było 9474, ewangelików – 1288, żydów – 112, liczba uczniów innych wyznań wynosiła natomiast 6. Tak więc na jednego nauczyciela w katolickiej szkole w 1907 roku przypadało 60 dzieci, w ewangelickiej – 53,7 dzieci, a w żydowskiej – 37,3 dzieci. W interesującym nas 1910 roku liczba dzieci uczęszczających do gliwickich szkół wzrosła do 11 604. Katolikami było aż 10 246 z nich, ewangelikami -1269, żydami natomiast 81. Liczba dzieci innych wyznań wynosiła wówczas 8. Jak podaje „Oberschlesische Volksstimme”, na jednego nauczyciela w szkole katolickiej przypadało 59,4 dzieci, na nauczyciela w szkole ewangelickiej – 44,5, w szkole żydowskiej natomiast 27 dzieci.
Sto lat temu w Gliwicach rozpoczęto również wymianę oświetlenia ulicznego. Nowe lampy elektryczne „na efektownym kabłąku” co kilkakrotnie zostało podkreślone w „Oberschlesische Volksstimme” zawisły przy Niederwallstrasse (ul. Dolnych Wałów) pomiędzy pocztą a Bahnhofstrasse (ul. Dworcowa). Podobne lampki zostały zamontowane przy Klosterstrasse (ul. Wieczorka) naprzeciwko budynku sądu oraz na rogach Karlstrasse (ul. Krupnicza) i Bankstrasse (ul. Bankowa). Latarnie te miały za zadanie wspomagać starszego typu lampy naftowe (które notabene zniknęły ostatecznie z ulic miasta „już” pięćdziesiąt lat później) oraz podnosić estetykę gliwickich ulic. Tym to właśnie sposobem Gliwice wkroczyły w świetlaną przyszłość XX wieku.
Anna Kulczyk